czwartek, 9 października 2008

Donkiszotyzm

Parę tygodni temu wywiązała się między mną i moją współlokatorką A.-ą ciekawa dyskusja na temat teorii aktywacji, w świetle której pozycja jednostki na wymiarze ekstra – introwersji uwarunkowana jest różnicami indywidualnymi w poziomie aktywności pętli korowo – siatkowej. W praktyce wygląda to tak, że introwertycy potrzebują zdecydowanie mniejszej stymulacji, aby osiągnąć optymalny poziom pobudzenia korowego niż ekstrawertycy. Wyobraźmy sobie sytuację, w której Gieniu (introwertyk) kłóci się z Gienią (ekstrawertyczką) o sposób spędzania wakacji. Gieniu marzy o słonecznej plaży, szumiącym morzu i krzątających się wokół niego panienkach w toplesie. Natomiast Gienia jest zwolenniczką mocniejszych wrażeń i swój czas wolny woli spędzać tak, aby jej mózg był poddawany regularnym masażom adrenalinowym. Pytanie, czy Gieniu i Gienia mają szanse na to, aby udało im się dojść do jakiegoś kompromisu? Teoretycznie mogą spróbować podzielić swój urlop w ten sposób, żeby przez pierwsze siedem dni dobrze bawił się Gieniu a przez drugie siedem dni Gienia (patrz wczasy: 7 dni zwiedzania + 7 dni leżenia). Prawdopodobnie jednak nie uda im się nawet dojść do takiego wniosku, ponieważ w trakcie trwania corocznej awanturki Gieniu zostanie sparaliżowany przez ogarniającą go wściekłość, kiedy Gienia nie zdąży się jeszcze porządnie zdenerwować. Efekt będzie taki, że Gieniu przystanie na wszystkie pomysły Gienii. Przez moment Gienia będzie miała poczucie, że a nuż, po x-latach uda się im spędzić miłe wakacje. Niestety gdy przyjdzie co do czego, to Gieniu będzie tak nieszczęśliwy, że zmuszono go na przykład do biwakowania na afrykańskiej sawannie, że chcąc nie chcąc i tak zepsuje cały wypad. Może, więc A. ma rację, mówiąc, że wybierając sobie partnera, z którym chcemy spędzić resztę życia, powinniśmy brać pod uwagę, czy jego poziom pobudzenia korowego jest chociaż mniej więcej podobny do naszego? Inaczej skazujemy się na nieustającą, donkiszotowską walkę z naturą drugiej osoby.

6 komentarzy:

Tenelilli pisze...

Wszystko pięknie. Tylko obiektywnie rzecz biorąc, jak to zbadać? I nawet jeśli istnieją metody nieinwazywne, to mamy przesłuchiwać przyszłego kandydata na cośtam i robic mu testy psychologiczne? W 9)% przypadków ucieknie gdzie pieprz rośnie.

Vi. pisze...

Tenel! Nie trzeba nikogo inwazyjnie badać. Wystarczy mu się przyjrzeć i odnotować, jak szybko zagotowuje mu się kociołek (cytując Shina), w jaki sposób lubi spędzać wolny czas, co lubi w łóżku ;P itp. To są rzeczy, które się podobno w ciągu życia nie zmieniają, więc z punktu widzenia przetrwalnikowego lepiej, żeby współgrały u partnerów.

Jo pisze...

...
cholera, powiedziała jo po przeanalizowaniu.

Anonimowy pisze...

Na to samo wychodzi chyba, jak się analizuje człowieka pod kątem znaku Zodiaku, albo grupy krwi :D
Btw., zamiast metody "inwazyjne", przeczytałam "inkwizycyjne", a i tak odnalazłam w tym perfekcyjny sens -_-

Tenelilli pisze...

Maaaari. ROTFL

Shin pisze...

@Vi - zabulgocze bądź zawrze droga Vi, nie zagotuje ;)
@Mari - zaiste, nie masz nad rozżarzone żelazo :D